W starożytnym Rzymie oczekiwanie na przybycie cesarza lub jego przedstawiciela do jakiejś prowincji czy miasta nazywano adwentem. W tym czasie remontowano infrastrukturę, odnawiano budynki publiczne, przygotowywano ozdoby i rozrywki, aby władca mógł pochwalić mieszkańców, zatroskanych o byt cesarstwa. Osoba stojąca na szczycie hierarchii społecznej imperium rzymskiego, choć w pewnym okresie tytułowano ją „Synem Bożym”, to była tylko człowiekiem. O ile więcej powinniśmy okazać zatroskania o dzień, w którym przyjdzie prawdziwy Bóg, Jezus Chrystus.
Jednym z największych problemów, jakie stoją przed nami w oczekiwaniu na przyjście Pana jest to, że nie wiemy, kiedy to przybycie, czyli paruzja, nastąpi. Wymaga to w ćwiczeniu się w cierpliwości i wytrwałości. Powtórne przyjście Zbawiciela poprzedzą liczne wydarzenia oraz znaki, ale jak sam Jezus mówi, nie dokonają się one nagle. Z racji tego, że dzisiaj żyjemy bardzo szybko i wszystko musi dziać się natychmiast, adwent to dla nas wyzwanie.
Nie tylko cnota cierpliwości może sprawić nam trudność. Wydaje się, że jeszcze więcej kłopotów spowoduje konieczność uważnego czuwania. Z przyjściem Syna Człowieczego będzie jak z potopem za dni Noego. Współcześni budowniczego arki nie rozpoznali czasu swojego nawrócenia i zginęli. Podobnie przed nieuwagą, rozprężeniem, pochłonięciem przez sprawy tylko tego świata przestrzega Jezus i apostoł Paweł.
Przyjście Pana nie zostało w Piśmie Świętym odmalowane w czarnych barwach. Napomnienia zawarte w Biblii wynikają z miłości i troski Boga o ludzi. Na końcu czasów wszyscy poznają Zbawiciela, a Ci, którzy zaufali w swoim życiu Panu życia i śmierci, zostaną wezwani do niebieskiego Jeruzalem.
U początku okresu adwentu, który rozpoczyna czas przygotowania do obchodów tajemnicy Bożego Narodzenia czuwajmy, kierując nasze myśli, słowa i czyny ku Chrystusowi, który przychodzi. Módlmy się, abyśmy nie zostali zaskoczeni jak ludzie żyjący za czasów Noego.
Adrian Czerwiński
kurs V