Słuchając słów dzisiejszej Ewangelii i fragmentu Pierwszej Księgi Królewskiej może się zdawać, że słyszymy dwa, prawie identyczne opowiadania. Między nimi istnieją jednak znaczące różnice. W perykopie ze Starego Testamentu wskrzeszenia dokonuje prorok Eliasz, w Ewangelii Ten, który został posłany w mocy i duchu Eliasza – Jezus Chrystus. Prorok musi wielokrotnie upraszać Bożego wstawiennictwa. Syn nieszczęśliwej kobiety w Ewangelii wstaje natychmiast po wezwaniu Zbawiciela. Dla nas oznacza to, że Mistrz z Nazaretu jest kimś więcej niż Eliasz, choć ten ostatni był potężnym posłańcem Bożym i uczynił wiele imponujących cudów.
Obydwa wydarzenia łączy dramatyczna perspektywa, jaką jest śmierć jedynego syna. Warto zauważyć, że rozpacz nie dotyczy jedynie sfery emocjonalnej. Zarówno jedna, jak i druga kobieta, to wdowa. Po śmierci synów, którzy byli dla nich podporą, będą musiały żebrać. Zatem dramat nie skończy się, gdy matki zdejmą z siebie żałobne szaty.
Zapewne Eliasz i Jezus przez litość i miłosierdzie wskrzesili zmarłych synów. Nie można jednak zatrzymywać się tylko na typowo ludzkich aspektach tych czynów. Prorok i Zbawiciel chcieli objawić moc Boga i wskazać przez konkretne działanie, że tylko w Bogu jest życie.
O tym, że tylko Najwyższy może dać pełnię życia, poucza św. Paweł Galatów. On, gorliwy prześladowca wyznawców Chrystusa, poznał pod Damaszkiem Pana i przyjął całość Bożego objawienia. Tak Apostoł Narodów pisze o spotkaniu niedaleko Damaszku: „(…) gdy spodobało się Temu, który wybrał mnie (…) aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom (…)”
Wszyscy świadkowie Boga, którzy mówią w dzisiejszym Słowie, są głosicielami Prawdy. Tylko Bóg może ofiarować życie i wyrwać nas z pęt śmierci.
Adrian Czerwiński,
kurs IV