Czytając o Mojżeszu, który stojąc boso na świętej ziemi wpatruje się w krzew, który płonął ogniem, a nie spłonął od niego, a także o Bogu dopominającym się owoców ludzkiego życia (naszego nawrócenia), przypomina mi się pewna historia biblijna. Znaleźć ją i przeczytać może jednak każdy – nikt Pisma Świętego nie zaryglował. Wystarczy otworzyć księgę proroka Daniela (por. Dn 3, 8-50), żeby odnaleźć opis wydarzeń mówiący o „młodzieńcach w piecu ognistym”, o ich heroicznej odwadze i gorliwej wierze, bowiem Chananiasz, Azariasz i Miszael przez wiarę zostali wyratowani z płomienia (1 Mch 2,59). Sparafrazuję jedynie krótki fragment, który zresztą bardzo lubię.
Nabuchodonozor, król babiloński, który zwyciężył Izraelitów po oblężeniu Jerozolimy, postanowił sprowadzić do siebie izraelskich młodzieńców, którzy pochodzili z rodów królewskich oraz spośród innych, liczących się w narodzie podbitym. Mieli być bez jakiejkolwiek skazy, o szlachetnym obliczu, znający wszelką mądrość i posiadający wiedzę w stopniu umożliwiającym wcielenie ich do służby na chaldejskim dworze. Spośród synów judzkich byli wśród nich Daniel, Chananiasz, Miszael i Azariasz. Historia o cudzie ognia dotyczy ostatnich trzech, a jej właściwa część rozpoczyna się od królewskiego rozkazu polegającego na oddaniu pokłonu, przez wszystkich poddanych, nowo sporządzonemu złotemu posągowi. Młodzieńcy postąpili przewrotnie w oczach babilończyków, ponieważ nie wypełnili polecenia króla, na szali stawiając własne życie w zamian za dochowanie wierności swojemu Bogu. Tym samym narazili się na gniew Nabuchodonozora, który postanowił spalić ich żywcem w piecu ognistym, rozgrzanym aż siedmiokrotnie mocniej, niż było potrzeba. Związali ich najsilniejsi żołnierze. Wrzucono ich w kosztownych szatach, w których stanęli przed obliczem króla. Nadmiernie rozpalony piec (nieustannie podkładano pod niego pakuły, chrust, a także dolewano smoły i nafty) zabił jednak tych ludzi, którzy ich wrzucili oraz odpowiedzialnych za podsycanie ognia. Oczom króla ukazał się cud, bowiem do młodzieńców, którzy byli ludźmi pełnymi Ducha Bożego, przybył anioł Pański (posłaniec Boży) i osłonił ich przed żywiołem mającym ich spalić, tak że ogień nie dosięgnął ich wcale. Ci zaś chodzili wśród płomieni śpiewając pieśń pochwalną na cześć Boga i swojego jedynego Pana.
Król zszokowany nie mógł pojąć jak to się stało, że młodzieńcy nie spłonęli. Babiloński władca zrozumiał coś bardzo ważnego, to że Bóg naprawdę jest, że istnieje i ma moc – potwierdził to po trzykroć, gdyż nie dał zginąć żadnemu z tych, którzy znaleźli się w piecu. Dotarło do niego, że Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, o którym mówili, jest zdolny uczynić co zechce, włącznie z obezwładnieniem tak niszczycielskiego żywiołu jakim jest ogień, a nawet więcej, bo czyniąc go narzędziem swojej chwały. W jednej chwili stał się świadkiem potęgi Bożej ukazującej się przez pokorne Jego sługi, bezgranicznie ufające swojemu Bogu. Okazali się ludźmi bezkompromisowymi wobec bałwochwalstwa. Nie pertraktowali, nie płaszczyli się przed królem prosząc o litość. Swoje życie złożyli w rękach Boga, zdając się całkowicie na Jego wolę, bez względu na to, jaką by się okazała. Przyjęli wszystko, co na nich przyszło, znosząc cierpliwie fakt, że nie mają wpływu na dalsze swoje losy. Nie zawiedli się.
Jacy są współcześni ludzie? Jacy my jesteśmy? Gdy jesteśmy poddani próbie to gdzie szukamy siły do jej przezwyciężenia? Czy pamiętamy o słowach z Pisma, aby nieustannie czuwać, żeby nie upaść w grzechy? Czy oddajemy pokłony martwym bożkom? Czy upodobaliśmy sobie zło? Ile będzie trzeba wytopić w nas nieczystości płomieniami czyśćcowymi? Kiedy będziemy ludźmi pełnymi „ognia”, czyli Ducha Bożego, który nie spala, ale upodabnia stworzenie do swojego Stwórcy? A wreszcie, jak to zrobić, aby dać się przemienić?
Wystarczy płukać swoje szaty we Krwi Baranka, to jest dbać o regularne korzystanie z sakramentu pokuty i pojednania oraz karmić się ciałem Pańskim. W najdrobniejszej kruszynie chleba ukryty jest prawdziwy On. Najmniejsza Jego część pełna jest Bożego Ducha. Gdy komunikujemy, czyli spożywamy Ciało i Krew Jezusa, wówczas Zbawiciel od wewnątrz ogarnia nas żywym ogniem swojej miłości. W naszych żyłach zaczyna krążyć Jego Krew, a nasze ciało staje się Jego ciałem. Niczym św. Paweł, powoli… przyoblekamy się w Chrystusa. Czy można się spodziewać piękniejszych owoców ludzkiego żywota?
Schowany w tabernakulum,
w środku kościoła,
jak serce bijące w piersi.
Tęskni z głodu i czeka,
żeby od środka móc
pokochać człowieka.
Michał Murgrabia,
kurs II