Red: Jak wyglądało Twoje życie przed wstąpieniem do Seminarium?
Hubert Siepert: Moje życie przed wstąpieniem do Seminarium, prawdopodobnie nie odbiegało zbytnio od życia typowego młodego człowieka. Wychowałem się w rodzinie wierzącej oraz praktykującej. W szkole podstawowej, często wraz z babcią, brałem udział w październikowych nabożeństwach różańcowych, co prawdopodobnie było dla mnie pierwszym głębszym spotkaniem z modlitwą. W wieku 9 lat po pierwszej Komunii świętej zostałem ministrantem. Natomiast w wieku 16 lat zostałem lektorem. W szkole średniej pojawiły się też pierwsze myśli o zostaniu księdzem. Jednakże pod koniec szkoły średniej (trzecia/czwarta klasa technikum) stałem się o wiele bardziej sceptyczny wobec religii. Pojawiły się pierwsze pytania o istnienie Boga oraz o słuszność mojej obecności w Kościele. Właściwie czemu katolicyzm? Przecież na świecie istnieje wiele innych religii, ba nawet wiele różnych denominacji w obrębie samego chrześcijaństwa. Dlatego też w tym okresie przyjąłem postawę bardziej agnostyczną. Co prawda może nie zanegowałem istnienia Boga w jakimś szerokim, deistycznym znaczeniu, ale instytucja i tradycje religie mieniły mi się tylko jako nieudolne, kulturowe i często irracjonalne ekspresje ludzkich tęsknot. Nie mogę też powiedzieć, że był to okres w moim życiu nacechowany jakimś osamotnieniem, lub barbarzyństwem. Nie, wręcz przeciwnie! To właśnie w tym okresie rozwinęły się moje pasje oraz zainteresowania. Co ciekawe, właśnie wtedy, wzrosło też moje zainteresowanie różnymi religiami.
Mój stosunek do chrześcijaństwa i katolicyzmu zmienił się diametralnie na II roku studiów. Pierwszym czynnikiem, który spowodował mój powrót do Kościoła, była lektura pism błogosławionego kardynała Johna Newmana. W szczególności, dzieło tego konwertyty z anglikanizmu, pt. O rozwoju doktryny chrześcijańskiej oraz jego kazań na temat ludzkiego sumienia. Drugi czynnik był raczej egzystencjalny i wiązał się ze śmiercią mojego dziadka. Te zdarzenie postawiło przede mną wiele pytań. W tym naturalnie pytań o Boga, sens ludzkiego życia i całej rzeczywistości. Te dwa powyższe wydarzenia były dla mnie krokami milowymi na mojej drodze wiary. W tym czasie odżyła również myśl o seminarium duchownym.
Red: Dlaczego postanowiłeś przyjść do Seminarium?
Postanowiłem przyjść do Seminarium, aby sprawdzić czy dalszą moją drogą życia ma być posługa kapłaństwa. Tak jak wspomniałem powyżej, chcę zweryfikować myśl, która pojawiła się u mnie już w szkole średniej, a potem odżyła na studiach.
Red: Miałeś wcześniej w swoim życiu jakieś sytuacje, momenty, wydarzenia, które odczytałeś jako wskazówkę, aby przygotowywać się do kapłaństwa?
Sądzę, że nie miałem żadnych konkretnych „momentów” czy też „sytuacji”. To był raczej proces. Takim znakiem, jeśli można to tak nazwać, może być to, że nigdy nie chciałem zakładać rodziny. Chociaż nie wiem, czy w jakikolwiek sposób jest to związane z drogą, na której obecnie się znajduje.
Red: Masz kogoś w swoim życiu, kto byłby dla Ciebie wzorem do naśladowania? Kogoś o kim mógłbyś powiedzieć, że chciałbyś być taki jak on?
Jak wspomniałem już wcześniej, bardzo ważną osobą dla mnie jest postać błogosławionego kardynała Johna Henry Newmana. Był to człowiek, który konsekwentnie dążył do prawdy. Wszakże swoje dzieło O rozwoju doktryny chrześcijańskiej, które zaczął pisać w 1845 roku, miało na celu uzasadnić istnienie Kościoła Anglii. Sam Newman nawrócił się dopiero po napisaniu tego dzieła. Przy czym trzeba zaznaczyć, że konwersja w XIX-wiecznej Anglii na katolicyzm była czymś bardzo odważnym. Można powiedzieć, że jest on dla mnie w pewnym sensie autorytetem.
Red: Czy masz jakąś wizję swojego życia, jakim księdzem chciałbyś być?
Chciałbym być księdzem, który rozumie współczesny świat, ludzi oraz problemy z jakimi się zmagają. Jest to potrzebne, aby być z nimi i starać się im pomóc.
Red: Hubercie, życzę spełnienia Twoich pragnień tutaj w seminarium, jak miejmy nadzieję, w przyszłości. Wszystkich zachęcam do modlitwy za wszystkich, którzy w tym roku wstąpili do seminariów diecezjalnych i zakonnych, jak i wszystkich, którzy na tej drodze trwają. Szczęść Boże!