O przekonaniu św. Jana, że jego misja ma charakter przełomowy, mówi prorok Izajasz. Opisując przyszłego herolda Mesjasza mówi: „Powołał mnie Pan już z łona mej matki. Ostrym mieczem uczynił me wargi (…) ukształtował od urodzenia na swego Sługę” (…). Tekst ten, powszechnie odnoszony do Osoby Jezusa, którego Jan poprzedził w historii zbawienia, można w pewnej mierze zastosować także do samego Chrzciciela. Potwierdzają to słowa dzisiejszej Ewangelii, w której Jana określa się jako męża pełnego mocy i Ducha Świętego.

Największy z widzących Starego Przymierza, jak określano proroków, usunął się w cień, gdy powiedział uczniom faryzeuszów: „Ja nie jestem tym, za kogo mnie uważacie. Po mnie przyjdzie Ten, któremu nie jestem godny rozwiązać sandałów na nogach”. Autor Dziejów Apostolskich wyjaśnia wierzącym, że to właśnie nam przez Jana została przekazana tajemnica o zbawieniu w Jezusie. U szczytu swojej działalności Jan ustąpił miejsca Jezusowi, który dopiero rozpoczynał swoją działalność. I wreszcie Jan został ścięty przez kaprys człowieka tchórzliwego i podatnego na wpływy, jakim bez wątpienia był Herod. Jan jednak wiedział, co robi, posiadał Boży zmysł rozpoznawania tego, co słuszne i wiedział, że jego posłuszeństwo zostanie wynagrodzone.

Dla mnie Jan zostawił jedną naukę – wzrastać w łasce i mocy Bożej, aby pełnić w przyszłości dzieła Jezusa, a nie swoje. Postać Chrzciciela, choć imponuje siłą charakteru i odwagą, wydaje się dzisiaj bardzo niepopularna. Prorok nie dba o swoje interesy, nie upomina się o należne mu miejsce. Już w łonie swojej matki, Elżbiety, jest posłuszny natchnieniom Ducha Świętego, oddany jednej, Bożej sprawie do końca. Poza tym św. Jan Chrzciciel nie wchodzi w dialog ze złem, nie pertraktuje, ale walczy. Walka dla Jahwe jest jego żywiołem. Największy z mężów Starego Testamentu dla chrześcijan początków XXI wieku jest znakiem sprzeciwu i oddania się dla Jezusa, tego, czego dzisiaj bardzo nam potrzeba.

Adrian Czerwiński
kurs IV

error: Zawartość jest chroniona.